- Żebyś tu nie właził, psia twoja mać. Aż mam ochotę... A właściwie
czemu nie? Zarechotał, obnażając pożółkłe kły. Bryan bez słowa zabił go jednym szybkim ciosem. - Stary, a głupi - mruknął. Łatwo poszło, aż za łatwo. Zbiegł na dół i podążył długimi korytarzami katakumb, a gdy usłyszał muzykę, jeszcze przyspieszył kroku. Wreszcie ujrzał światło sączące się z krypty obróconej w komnatę, a zaraz potem Jessicę w zwiewnej białej szacie. Siedziała przy toaletce i czesała włosy, za nią stał wysoki, potężny mężczyzna w czarnej pelerynie i gładził jej nagie ramiona, ona zaś patrzyła na niego w lustrze szeroko otwartymi oczami bezbronnej łani, sparaliżowanej w obliczu niebezpieczeństwa. RS 303 Władca podniósł wzrok na Bryana i wybuchnął śmiechem. - Czy potrafisz sobie wyobrazić te wszystkie rzeczy, które z nią zrobię, zanim obetnę jej głowę? - spytał. - Widzisz, liczyłem na to, że jako wielki rycerz przybiegniesz jej na ratunek. Patrz więc teraz, bo ona już jest moja. Patrz... jeśli zdołasz. Oczywiście te słowa miały rozwścieczyć Bryana do białości, a przez to stępić jego czujność. I owszem, rozwścieczyły go, ale nie spowodowały, że stał się głuchy i nie słyszał, co dzieje się za jego plecami. Odwrócił się, w mgnieniu oka wyciągając dwa krótkie obosieczne miecze, idealnie naostrzone. Pierwsze dwa wampiry, które pojawiły się za nim, zostały rozcięte na pół. Przybywały jednak następne, wyskakując z trumien, w których się ukryły, rozdzierając całuny, otrząsając się z prochu. Z ich gardeł wyrywał się bitewny okrzyk. Bryan nawet nie próbował ich liczyć, chociaż widział, że dwa atakują go z lewej, jeden z prawej, a jeden skrada się po suficie, sunąc niczym ogromny pająk. Uskoczył przed ostrzem jakiegoś szlachcica z czasów Karola I, jednocześnie ucinając przy tym głowę wampirowi na suficie. Zdołał dopaść muru, oparł się o niego plecami, co chroniło go przed atakiem od tyłu i zaczął odpierać ataki hordy, którą miał przed sobą. Na początku atakowali pojedynczo, gdyż każdym powodowała pycha, każdy wierzył w swoje możliwości i chciał się wykazać, nie dzieląc się zwycięstwem z nikim innym. Zachowywali się jak zarozumiali smarkacze. Przed Bryanem rosła ilość prochu, w przypadku młodszych wampirów zostawały też kawałki kości, kawałek ciała, strzępki ubrania. Cały czas jednak napływali następni, rzeczywiście Władca zgromadził w tym miejscu całą armię... RS 304 Zerknął w stronę wroga, który wciąż dotykał jego ukochanej. Oczy Władcy stały się zimne, jego mięśnie stężały. Zaraz ją stąd porwie, uświadomił sobie Bryan. Zrozumiał też, że ona nie jest w stanie się oprzeć. - Igrainia! - krzyknął i skoczył ku niej, nie dbając już o zagrożenie ze strony tych, którzy znajdowali się za nim. Bał się tylko jednego. Przyszłości bez swojej ukochanej. Znowu. Chciała krzyknąć, ostrzegając go, lecz nie zdołała tego zrobić, z jej ust nie wydostał się żaden dźwięk. Na szczęście nie miało to znaczenia, gdyż okazał się czujny. Wyczuła jego ruch, tak samo jak wcześniej wyczuła jego obecność, usłyszała szczęk mieczy. Wiedziała, że on jest jak błyskawica, szybszy niż wiatr, niż dźwięk, niż samo światło, że jest obdarzony ponadludzkimi zdolnościami, że wampiry padają z jego ręki, że