- Uhm.
- Ale nie zadzwoniłem. Przepraszam. - Zawahał się. - Nie wiedziałem, co powiedzieć. - „Halo" wystarczy na dobry początek. Niektórzy pytają potem „Co u ciebie?" To działa lepiej niż „Żebyś zdechł". Uśmiechnęła się. 257 Quincy skrzywił się. - Jesteś szalona. - Zbliżam się do tego stanu. - Jesteś bardzo wyrozumiała. - Boże! Chcesz ze mną zerwać?! Wreszcie przestał się przechadzać i wydawał się autentycznie zaskoczony. - Nie sądzę. - Nie sądzisz? Co to ma znaczyć? Spytałam, czy ze mną zrywasz. Jeśli nie, to - na Boga! - nie mów tego tak autorytatywnie! - Tylko nie autorytatywnie - zgodził się. - Pięć dni, sześć godzin i trzydzieści siedem minut! - O czym mówisz? - Tyle czasu minęło, odkąd obiecałeś zadzwonić. Oczywiście, nie twierdzę, że dokładnie liczę... - Tu zaczęła wymachiwać rękami. - Wielki Boże! Stałam się jedną z tych kobiet, które wyczekują przy telefonie! Przysięgałam sobie, że nigdy nie będę jedną z tych biedaczek, które wyczekują przy telefonie! Widzisz, co ze mnie zrobiłeś? Powinieneś się wstydzić! - Rainie, przysięgam, że nie chciałem cię dręczyć. Przysięgam, że kiedy przyjechałaś, czułem się szczęśliwy jak nigdy dotąd. Nigdy... nie pragnąłem nikogo tak bardzo jak ciebie. Kiedy odwiozłem cię na lotnisko, myślałem tylko o tym, ze nie chcę, żebyś wyjeżdżała. Potem pomyślałem o tym, jak przemieszczamy się z lotniska i na lotnisko. O radości kolejnych spotkań i smutku kolejnego rozstania, o próbie bycia razem i prowadzeniu całkiem oddzielnego życia... I wierz mi, pomyślałem wtedy o tym, że jestem na to za stary! Rainie, istnieje tak mało rzeczy, które czynią mnie szczęśliwym. I tak niewiele mi pozostało. Więc po co odwoziłem cię na lotnisko? - Miałam bilet. Quincy westchnął. Widziała, że jest bardzo spięty. Stał zbyt daleko, dzieliła ich połowa mieszkania, ale Rainie nie mogła tego zmienić. On miał więcej do powiedzenia. W tym był problem. Do tej pory mówił o samych dobrych rzeczach, więc jeśli ma do powiedzenia jeszcze coś... - Nie jestem już agentem FBI - powiedział bardzo cicho. - Dwa dni temu złożyłem rezygnację. - Niemożliwe! - Gdyby oznajmił, że potrafi latać, nie byłaby bardziej zdziwiona. - Postanowiłem zmienić swoje życie. Kimberly wróciła na uczelnię. Twierdzi, że czuje się świetnie, więc z pewnością będzie potrzebowała pomocy. Nawet jeśli jest zbyt uparta, żeby pozwolić mi potrzymać się za rękę, sądzę, że byłaby podbudowana, gdyby wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć. Ale nie gdzieś w akcji, gdzie mógłbym oberwać. Nie w biegu do 258 pracy, jak zawsze to robiłem. Zupełnie blisko. Powiedzmy w Nowym Jorku, w pobliżu uniwersytetu, gdzie mogłaby wpadać na kolację albo tylko pogadać. Myślę, że znajdę tam mieszkanie i zacznę pracować jako niezależny konsultant agencji wymiaru sprawiedliwości. - Psycholog do wynajęcia? Uśmiechnął się. - Zdziwiłabyś się, gdybyś się dowiedziała, ilu psychologów przechodzi na emeryturę i zostaje konsultantami. Człowiek sam wybiera sprawy, sam